UE powinna złagodzić swoje energiczne dążenie do suwerenności poprzez władzę regulacyjną. Zamiast tego powinna prowadzić do alternatywnego modelu międzynarodowej współpracy cyfrowej, opartego na ustalaniu wspólnych standardów technologicznych z innymi demokratycznymi narodami.
Cecilia Bonefeld-Dahl jest dyrektorem generalnym DIGITALEUROPE.
Suwerenność Europy, efekt brukselski czy cyfrowa samowystarczalność to popularne obecnie hasła opisujące falę regulacji, która w ciągu ostatniego półtora roku napłynęła z Europy.
W lutym ubiegłego roku Komisja Europejska zaproponowała projekt rozporządzenia w sprawie chipów wzmocnienie pozycji UE w przemyśle półprzewodników poprzez zastrzyk wielomilionowych środków publicznych w celu zwiększenia krajowych mocy produkcyjnych chipów. Po wniosku wprowadzono obszerny pakiet rozporządzeń regulujących inne krytyczne polityki cyfrowe, takie jak ustawa o danych, ustawa o usługach cyfrowych i ustawa o rynkach cyfrowych.
Ten wyścig regulacyjny stał się coraz bardziej zacięty i zaciekły, a na całym świecie pojawiają się zbiory przepisów i nowe zasady. Wcześniej w maju japoński parlament uchwalił ustawę w celu „ochrony” technologii krytycznej i ochrony japońskich łańcuchów dostaw. Ustawa ma również na celu ustanowienie systemu „tajnych patentów”, które należy ukryć w Japonii, zapobiegając wszelkim znaczącym innowacjom technologicznym wykorzystywanym przez innych graczy do rozwoju energii jądrowej lub innego zakłócającego sprzętu wojskowego.
W marcu ubiegłego roku administracja Bidena ogłosił kolejne kroki w celu wyegzekwowania swoich zobowiązań „Made in America” – mających zastosowanie do zamówień federalnych, w tym na produkty zaawansowane technologicznie. Nowe zasady nałożyły dodatkowe ograniczenia „Kupuj Amerykę” – prawo zapoczątkowane w 1933 roku, które zmusza agencje federalne do akceptowania wyłącznie ofert przetargowych składanych przez firmy amerykańskie.
Ten szalony międzynarodowy wyścig mający na celu przełamanie zależności i osiągnięcie samowystarczalności powoli zmierza w stronę nowoczesnej formy narodowego protekcjonizmu. Groźba fragmentacji staje się rzeczywistością, dolewając oliwy do ognia. Ponieważ gospodarka światowa wciąż boryka się z efektem pandemii i szokującą rosyjską inwazją na Ukrainę, która wywołała ogromny wzrost inflacji, nie jest już tajemnicą, że zmierzamy prosto do globalnej recesji gospodarczej.
Przedsiębiorstwa europejskie opierają się przede wszystkim na rynkach międzynarodowych, gdyż – zdaniem Przegląd handlowy Komisji Europejskiejoczekuje się, że do 2024 r. 85% światowego wzrostu gospodarczego będzie miało miejsce poza UE. Ponadto fragmentacja rynku między państwami członkowskimi oznacza, że wschodzące przedsiębiorstwa muszą szukać wzrostu za granicą.
UE rozpoczęła proces stanowienia przepisów, aby umocnić swoją pozycję w światowym wyścigu technologicznym, nie doceniając jednocześnie znaczenia globalnych przepisów i międzynarodowej konwergencji przepisów z kluczowymi partnerami o podobnych poglądach.
Rozbieżności regulacyjne spowodują jedynie zamieszanie i spotęgują szereg przeszkód uniemożliwiających rozwój przedsiębiorstw europejskich, a także przedsiębiorstwom spoza Europy – inwestowanie w Europie. Ponadto wiele kluczowych technologii potrzebnych Europie, takich jak mikrochipy i bezpieczne rozwiązania w chmurze, nie może zostać dostarczonych bez firm z siedzibą w UE i partnerów międzynarodowych.
Dziś jesteśmy świadkami wyścigu w dół, w którym europejskie przedsiębiorstwa są coraz bardziej wykluczane z rynków zagranicznych, a rosnący labirynt przepisów UE ma na celu uniemożliwienie międzynarodowym inwestorom i innowatorom wkroczenie na rynek europejski. Oznacza to również, że przedsiębiorstwa i konsumenci w UE nie będą mieli dostępu do najlepszych i najbardziej innowacyjnych dostępnych technologii.
Weźmy przykład cyberbezpieczeństwa, które jest najwyższym priorytetem, biorąc pod uwagę sytuację na Ukrainie. Jeśli chcemy zabezpieczyć naszą chmurę przed cyberatakami, wszelkie nowe regulacje muszą zostać wzajemnie uznane przez naszych strategicznych sojuszników – co nie ma miejsca w przypadku obecnego unijnego programu certyfikacji cyberbezpieczeństwa. Czy to czyni Europę bezpieczniejszą? Nie, zablokowanie wymiany krytycznych informacji z naszymi najbliższymi sojusznikami osłabiłoby nasze bezpieczeństwo i jeszcze bardziej odizolowałoby nas od reszty świata.
Ponadto ograniczenie przepływu danych do i z Europy w imię suwerenności będzie miało nie tylko istotne niekorzystne skutki gospodarcze – całkowity zakaz transgranicznego przepływu danych osobowych mógłby spowodować zmniejszenie PKB UE między 1,9 i 3,0 procent – 264 miliardów euro do 420 miliardów euro- ale utrudni to również nasze wysiłki na rzecz współpracy z bliskimi sojusznikami i spowoduje ryzyko dalszych działań odwetowych.
Bardziej niż kiedykolwiek UE musi zwiększyć swoją pozycję lidera współpracy cyfrowej, zamiast być pionierem suwerenności. Powinniśmy przestać odgrywać rolę sędziego i stać się czynnikiem jednoczącym. Tak jak Stany Zjednoczone i UE zjednoczyły się za pośrednictwem Rady ds. Handlu i Technologii, aby nałożyć surowe sankcje gospodarcze na Rosję, tak powinny znaleźć sposoby na wspólne ustalenie standardów technologicznych i zapobieżenie nadciągającej recesji.
Wpływające partnerstwo transatlantyckie mogłoby szybko przynieść pozytywne skutki uboczne i rozszerzyć się na inne społeczeństwa otwarte, demokratyczne i ograniczone zasadami.
Europa ma historyczną szansę, aby poprowadzić społeczność narodów demokratycznych w stronę alternatywnego modelu współpracy cyfrowej, odwracając tendencję do protekcjonizmu w imię suwerenności i skupiając się zamiast tego na wzroście i solidarności z naszymi przyjaciółmi i sojusznikami.