Dla mieszkańców Zambii jej drużyna piłkarska była latarnią nadziei.
Cena miedzi, głównego towaru eksportowego kraju, spadła w ciągu ubiegłych czterech lat prawie o połowę, co osłabiło gospodarkę. Dochody gwałtownie spadły.
Prezydent Frederick Chiluba ogłosił stan wyjątkowy, utrzymując, że wykryto spisek zamachu stanu przeciwko niemu.
Drużyna piłkarska była jednak powodem do dumy.
Byli znani jako Chipolo-polo, Miedziane Pociski.
Był to pseudonim wywodzący się z głównej branży Zambii i atakującego, agresywnego stylu zespołu.
Zespół właśnie wrócił z meczu eliminacyjnego Pucharu Narodów Afryki, w którym zwyciężył 3:0 z Mauritiusem.
Mieli rekord ośmiu lat niepokonanych u siebie i byli zespołem braci u szczytu swoich możliwości.
Jeśli chodzi o Zambijczyków, kusiły USA ’94.
Aby się tam dostać, musieliby przebić się przez trzykrotną grupę kwalifikacyjną, pokonując Maroko i Senegal w meczach u siebie i na wyjeździe.
Najpierw Senegal na wyjeździe.
Jak zwykle miał ich tam zabrać wojskowy samolot DHC-5 Buffalo.
Ponieważ recesja pożerała jego fundusze, związek piłkarski nie mógł sobie pozwolić na loty komercyjne.
Zamiast tego DHC-5 Buffalo, 18-letni samolot dwuśmigłowy, którego wczesne modele były używane podczas wojny w Wietnamie, miał przemierzać bezkresy Afryki.
Nie został zbudowany do podróży długodystansowych, więc musiałby robić regularne postoje na tankowanie.
I pokazywał swój wiek. Sześć miesięcy wcześniej, podczas lotu nad Oceanem Indyjskim w drodze do gry na Madagaskarze, pilot kazał graczom założyć kamizelki ratunkowe.
Kiedy krajowi gracze Zambii pojawili się na lotnisku pod stolicą Lusaką, aby wejść na pokład, spotkał się z nimi Patrick Kangwa, członek komisji selekcyjnej reprezentacji narodowej.
Powiedział 21-letniemu pomocnikowi Andrew Tembo i bramkarzowi trzeciego wyboru Martinowi Mumbie, że nie będą musieli podróżować. Zostali usunięci ze składu.
Duma została zraniona, a na asfalcie wymieniono gorące słowa.
Była to standardowa decyzja dotycząca selekcji, ale tego dnia decydowała, kto przeżyje, a kto umrze.
Tych, którzy dostali się na pokład, czekała trudna trasa. Buffalo planował wylądować i zatankować w Republice Konga, Gabonie i Wybrzeżu Kości Słoniowej, zanim ostatecznie dotrze do Dakaru, stolicy Senegalu.
W rzeczywistości nigdy nie dotarł poza Gabon.
Rząd Zambii nigdy nie opublikował raportu na temat tego, co stało się z lotem.
Jednak w 2003 roku władze Gabonu poinformowały, że niemal natychmiast po starcie ze stolicy Libreville lewy silnik samolotu przestał działać.
Pilot, zmęczony powrotem zespołu z Mauritiusa dzień wcześniej, przez pomyłkę wyłączył prawy silnik.
Ciężki samolot, nagle pozbawiony mocy i siły nośnej, runął do oceanu kilkaset metrów od wybrzeża Gabonu, zabijając 30 osób na pokładzie.
Po powrocie do Holandii Bwalya, zapomniany o swoim biegu, zobaczył w telewizji znane mu już wiadomości.
„Wiadomości czytała pewna pani, a za nią wisiała flaga Zambii” – wspomina.
„Powiedziała: «Reprezentacja Zambii w piłce nożnej podróżująca do Dakaru w Senegalu na mecze eliminacyjne do Mistrzostw Świata rozbiła się. Nikt nie przeżył».
„Ambicje – młodego człowieka, braci, kolegów z drużyny, ducha grupy – zniknęły w ciągu jednego dnia. Ale wydaje mi się, że to było wczoraj, mam to tak wyraźnie w głowie.”
Kangwa – urzędnik, który wysłał wybranych zawodników w drogę do Lusaki – poleciał do Gabonu.
W jednej chwili jego rola zmieniła się z wybierania graczy na identyfikację ich szczątków.
„Ciała znajdowały się w wodzie przez jakiś czas, więc stan niektórych zaczął się zmieniać” – mówi w podcaście BBC World Service Copper Bullets.
„Musiałem spróbować zapytać: kto to jest, kto to może być?
„Potem płakałam, wszyscy płakaliśmy. Nikt z nas nie przypuszczał, że znajdziemy się w miejscu, w którym zobaczymy naszych kolegów w kawałkach.”
Tymczasem Bwalya przybył do Lusaki, gdzie zapadła rzeczywistość.
„Pojechaliśmy odebrać ciała, a oni jedną po drugiej wyjmowali trumny z samolotu i przewieźli je na Stadion Niepodległości” – mówi.
„Wtedy zdałem sobie sprawę, że już nie zobaczę zespołu – tego, z którym leciałem tym samym samolotem kilka miesięcy wcześniej”.
W dniu 2 maja 1993 r. ponad 100 000 Zambijczyków przybyło na pogrzeb na Stadionie Niepodległości, gdzie Zambia rozgrywała swoje mecze u siebie.
Większość obecnych pozostała na ulicach, ponieważ stadion mógł pomieścić zaledwie 35 000 widzów.
Po całonocnym czuwaniu i nabożeństwie żałobnym gracze zostali pochowani w półkolu grobów.
Przed każdym grobem zasadzono drzewo w ogrodzie pamięci zwanym Polem Bohaterów, 100 metrów na północ od stadionu.
Jedna upamiętniała życie legendarnego Godfreya Chitalu, legendarnego strzelca, który został trenerem drużyny.
Kolejny był poświęcony współlokatorowi Bwalyi, Davidowi „Effortowi” Chabali, który zachował czyste konto podczas igrzysk olimpijskich we Włoszech.
Wśród ofiar śmiertelnych był także dwudziestotrzyletni Kelvin Mutale. Dwunożny, dobry w powietrzu i po dwóch latach swojej międzynarodowej kariery stał się partnerem w ataku Bwalyi i właśnie strzelił wszystkie trzy gole w zwycięskim meczu z Mauritiusem.
„Derby Makinka był jednym z najlepszych zawodników, jakich kiedykolwiek wyprodukowała Zambia, zajmując szóstą pozycję” – wspomina Bwalya. „Był czołgiem.
– Na każdej pozycji mieliśmy zawodnika światowej klasy.
„Nadal czuję, że jestem w szatni z chłopakami, wciąż widzę chłopców, jacy byli szczęśliwi i to dobra przeszłość”.