Musimy więc pod pewnymi względami wyglądać jak firma technologiczna, aby móc robić to, co robimy.
Jeśli mógłbym wejść w prawdziwą historię Twojej kariery, w swoim pierwszym poście na blogu, kiedy objąłeś stanowisko prezesa, powiedziałeś, że zawsze byłeś mistrzem Signal. Chyba mówiłeś, że korzystałeś z RedPhone i TextSecure?
zrobiłem.
Próbowałem ich wtedy, wystarczy, żeby o nich napisać. Ale oni byli dość nerwowi! Jestem pod wrażeniem, a może trochę zdziwiony, że wtedy ich użyłeś.
Ale byłem w technikum. Prawidłowy? Wszyscy fajni ludzie w branży technologicznej już ich używali.
Pracowałeś wtedy w Google?
Tak. Pracowałem wtedy w Google.
Szczerze mówiąc, co ktoś taki jak ty w ogóle robił w Google?
Andy, słyszałeś kiedyś o potrzebie pieniędzy na życie i opłacenie czynszu? [Laughs.] Czy słyszałeś o społeczeństwie, w którym dostęp do zasobów jest ograniczony możliwością wykonywania produktywnej pracy dla tego czy innego przedsiębiorstwa, które płaci ci pieniądze?
Rozumiem to! Ale teraz jesteś tak głośnym przeciwnikiem Doliny Krzemowej i kapitalizmu, że trudno to sobie wyobrazić…
Nie jestem przeciwnikiem technologii.
Tak, nie powiedziałem tego. Ale jak trafiłeś do Google?
Cóż, mam dyplom z retoryki i literatury angielskiej w Berkeley. Całe życie chodziłem do szkoły plastycznej. Nie szukałem pracy w branży technologicznej. Nie interesowałem się wtedy technologią, ale szukałem pracy, bo skończyłem Berkeley i nie miałem pieniędzy. Umieściłem swoje CV na Monster.com, co dla pokolenia Z jest jak LinkedIn w starej szkole.
Odbywałem rozmowy kwalifikacyjne w kilku wydawnictwach, a potem Google skontaktowało się ze mną w sprawie pracy na stanowisku… co to było, współpracownik ds. operacji konsumenckich?
Współpracownik ds. operacji konsumenckich?
Tak. Co to jest? Żadne z tych słów nie miało sensu. Pomyślałem sobie, że to brzmi jak praca biznesowa.
Założyłem więc konto Gmail, aby odpowiadać rekruterowi. A potem przeszedłem chyba osiem rozmów kwalifikacyjnych, dwa dziwne testy na IQ i jeden test pisemny. To była dzika rękawica.
Który to był rok?
Zacząłem w lipcu 2006 roku. Ostatecznie „współpracownik ds. operacji konsumenckich” miał na myśli pracownika tymczasowego w dziale obsługi klienta. Ale nikt mi tego nie powiedział. I pomyślałem, co to za miejsce? Dlaczego sok jest darmowy? Drogi sok jest bezpłatny. Nigdy nie byłem w takim środowisku. W tym momencie Google osiągnął punkt zwrotny. Zatrudniali kilka tysięcy pracowników. I w kulturze panowało przekonanie, że w końcu znaleźli przepis na etycznych kapitalistów, etyczną technologię. Było w tym prawdziwe… zadowolenie z siebie, może to niezbyt hojne określenie, ale była to dziwna żywiołowość. Po prostu bardzo mnie to zainteresowało.
W tamtym czasie wokół Google’a leżało mnóstwo czeków in blanco. Mieli taką politykę 20 procent czasu: „Jeśli masz kreatywny pomysł, przedstaw go nam, my go wesprzemy” – cała ta retoryka, o której nie wiedziałem, że nie należy brać poważnie. I tak wykonałem mnóstwo manewrów. Wymyśliłem, jak poznać ludzi, którzy wydawali się interesujący. Dostałem się do grupy inżynierskiej. Zacząłem pracować nad standardami i w pewnym sensie po prostu podpisywałem się na tych czekach i próbowałem je zrealizować. I najczęściej ludzie mówili: „No cóż, weszła do pokoju, więc pozwólmy jej gotować”. I skończyło się na nauce.