Przed wyborami w USA w 2024 r. społeczność wywiadowcza USA i organy ścigania były w stanie najwyższej gotowości i gotowe do dzielenia się informacjami – zarówno między agencjami, jak i publicznie – w przypadku pojawienia się zagranicznych operacji wywierania szkodliwego wpływu. W podobny sposób do akcji wkroczyli giganci technologiczni, tacy jak Microsoft, współpracując z partnerami rządowymi i publikując własne informacje na temat kampanii dezinformacyjnych związanych z wyborami. Szybkość i pewność, z jaką władzom udało się zrzucić te wysiłki na podmioty zagrażające w Rosji, Chinach i Iranie, była bezprecedensowa. Badacze ostrzegają jednak, że nie wszystkie atrybucje są sobie równe.
Dziś na konferencji poświęconej bezpieczeństwu Cyberwarcon w Arlington w Wirginii badacze z laboratorium Digital Forensic Research Lab przy Atlantic Council przedstawiają wstępne ustalenia na temat roli atrybucji w wyborach w USA w 2024 roku. Ich badanie porównuje wpływ szybkiego wymieniania i zawstydzania zagranicznych aktorów mających wpływ z innymi niedawnymi wyborami w USA, w których przypisywanie zasług przez rząd było znacznie mniej powszechne.
„Opieramy się na projekcie, który zrealizowaliśmy w 2020 r., w którym istniał znacznie szerszy kontekst obaw, że administracja Trumpa nie udziela informacji w sprawie zagranicznych ataków” – mówi Emerson Brooking, dyrektor ds. strategii i starszy specjalista-rezydent w DFRLab. „W przeciwieństwie do roku 2020, obecnie rząd USA miał mnóstwo twierdzeń o operacjach wywierania wpływu prowadzonych przez różnych przeciwników. Dlatego zastanawiając się nad polityką atrybucji, chcieliśmy przyjrzeć się kwestii nadmiernej korekty”.
W okresie poprzedzającym wybory prezydenckie w USA w 2016 r. szeroko zakrojone operacje wywierania wpływu przez Rosję – obejmujące kampanie hakerskie i wycieki oraz strategiczną dezinformację – zaskoczyły rząd USA. Organy ścigania i społeczność wywiadowcza były w dużej mierze świadome cyfrowych sondowań Rosji, ale nie miały poczucia pilności, a ogólny obraz tego, jak takie działania mogą wpłynąć na dyskurs publiczny, nie ukazał się jeszcze. Po włamaniu się Rosji do Komitetu Narodowego Demokratów w czerwcu tego samego roku amerykańskiemu Biuru Dyrektora Wywiadu Narodowego i Departamentowi Bezpieczeństwa Wewnętrznego zajęło cztery miesiące publicznie przypisać atak na Kreml. Niektórzy urzędnicy przekazali w tygodniach następujących po incydencie to formalne potwierdzenie od rządu USA może nigdy nie nadejść.
Nawet w silnie upolitycznionym krajobrazie, który potem nastąpił, współpraca na szczeblu federalnym, stanowym i lokalnym w zakresie bezpieczeństwa wyborów dramatycznie się rozwinęła. Naukowcy twierdzą, że do 2020 r. 33 z 84 zbadanych przez nich atrybucji operacji wywierania wpływu związanych z wyborami w USA w 2020 r., czyli około 39 procent, będzie pochodzić z wywiadu USA lub ze źródeł federalnych. W tym roku 40 z 80 wyśledzonych przez grupę pochodziło od rządu USA. Dina Sadek, mieszkanka DFRLabs, zauważa jednak, że jednym z ważnych czynników oceny użyteczności atrybucji rządu USA jest jakość dostarczanych informacji. Jej zdaniem treść i specyfika informacji ma znaczenie dla tego, jak opinia publiczna postrzega obiektywność i wiarygodność wypowiedzi.
Konkretne informacje potwierdzające, że Rosja wyprodukowała film, który rzekomo przedstawiał niszczenie kart do głosowania w hrabstwie Bucks w Pensylwanii, były wysokiej jakości i użytecznym źródłem – twierdzą badacze, ponieważ były bezpośrednie, miały wąski zakres i pojawiały się bardzo szybko, aby zminimalizować spekulacje i wątpliwości. Powtarzające się oświadczenia Biura Dyrektora Centrum ds. Złośliwego Wpływu Zagranicznego Wywiadu Narodowego, w których bardzo szeroko i ogólnie ostrzegano o rosyjskich operacjach wywierania wpływu, są przykładem rodzaju atrybucji, który może być mniej pomocny, a nawet służyć do wzmacniania kampanii, które w innym przypadku mogłyby nie zostać zarejestrowane w ogóle społeczeństwo.
Podobnie, jak zauważają badacze, w okresie poprzedzającym wybory w 2020 r. oświadczenia rządu USA na temat roli Rosji, Chin i Iranu w protestach Black Lives Matter mogły być niedopasowane do chwili obecnej, ponieważ nie obejmowały szczegółowe informacje na temat zakresu działalności lub szczegółowych celów podmiotów.
Jednak nawet mając to wszystko na uwadze, badacze zauważają, że w cyklu wyborczym w 2024 r. nastąpił znaczący postęp. Jednak wraz z pojawieniem się nowej administracji Trumpa w Białym Domu taka przejrzystość może zacząć zmierzać w innym kierunku.
„Nie chcemy, żeby to wyglądało na przestawianie leżaków na plaży Tytanicznyponieważ stan rzeczy, który był, nie jest stanem rzeczy, który będzie” – mówi Brooking. „Z perspektywy interesu publicznego myślę, że w 2024 r. znacznie zbliżyliśmy się do ujawnienia informacji”.