Jedynym zwycięstwem San Marino pozostaje towarzyskie zwycięstwo 1:0 nad Liechtensteinem w kwietniu 2004 roku, kiedy to wczesna bramka Andy’ego Selvy, najlepszego strzelca wszechczasów w kraju z ośmioma bramkami, przypieczętowała moment, który przeszedł do folkloru.
To oczekiwanie nie wynikało z braku prób ze strony przeważnie amatorskiej grupy zawodników z San Marino, którzy bez względu na wynik są niezmiernie dumni z noszenia błękitnego stroju narodowego.
Vitaioli, na co dzień grafik, niedawno świętował narodziny swojej córki i ma duże doświadczenie w równoważeniu międzynarodowego futbolu z wymogami życia codziennego, dopasowując się do treningów wieczorami po pracy.
„To skomplikowane” – mówi Vitaioli. „Ale miłość do drużyny narodowej swojego kraju i szansa, jaką daje gra w międzynarodowej piłce nożnej – jest wielu profesjonalistów, którzy nigdy nie mają szansy i zaszczytu grać w mecze, które my robimy – to sprawia, że poświęcenia są tego warte”.
Pośród dekad bez zwycięstw, bolesnych dwucyfrowych porażek – największej porażki Niemiec w 2006 roku 13-0 – i braku nadziei na zakwalifikowanie się do ważnego turnieju w najbliższej przyszłości, skromne pochodzenie zawodników z San Marino pomogło im trzymać się razem.
Oznacza to również, że te pozornie małe chwile – zdobycie nieistotnej bramki w ciężkiej porażce lub nawet zapewnienie bezbramkowego remisu – stają się jeszcze słodsze.
„Należę do kadry narodowej od prawie 20 lat. W każdej grupie podstawą był duch zespołowy i zdolność zawodników do tworzenia zespołu” – dodaje Vitaioli.
„Kiedy rozgrywasz trudne mecze, mogą one stać się skomplikowane, a jeśli nie możesz polegać na solidnej grupie, te mecze mogą bardzo boleć.
„Jesteśmy przyjaciółmi, którzy dzielą ten sam zaszczyt, ale także ten sam ciężar”.