Jako wieloletni kibic Rangersów, naturalnym środowiskiem Johna Gilligana na Ibrox jest jego miejsce na trybunie, podczas którego obserwuje grę swojej drużyny lub ciche działanie za kulisami, dzięki czemu przez wiele lat wkładał czas i pieniądze do klubu.
Kontakty z mediami nie są jego obowiązkiem, ale jako tymczasowy prezes w obliczu kryzysu, który jego były kumpel Dave King nazywa, poczuł, że musi to zrobić. I zrobił to w poniedziałek.
Jak dodał, powołanie na to stanowisko było dla niego zaszczytem. Nikt ani przez sekundę nie wątpił w jego szczerość, ale wraz z tym przywilejem pojawia się presja, której w Ibrox nie ma końca.
Żaden dyrektor naczelny, tymczasowy prezes, były prezes pogardzany i wywołujący zamieszanie w mediach, grający skład ze sporymi dziurami, a jednocześnie Celtic pełen pieniędzy i rozmachu i najwyraźniej znikający za horyzontem.
Zapytany o różnicę między Rangersami a Celticem, Gilligan powiedział, że takie rzeczy się zdarzają. „Czasami jesteśmy na czele, czasem Celtic” – zasugerował.
Rzeczywistość jest taka, że Celtic wygrał 12 z ostatnich 13 lig w Szkocji i jest zdecydowanym faworytem, aby zająć 13 z 14 spotkań.
Poprzedni prezes John Bennett to przestroga na temat stresu, jaki panuje obecnie w Rangers. Człowiek, który większość swojej kariery zawodowej spędził w bezlitosnym świecie wielkich finansów, był wyższą osobistością w firmach posiadających portfele inwestycyjne warte miliardy funtów.
Bennett odnosił sukcesy w zarządzaniu aktywami, ale niewiele z tego, czego się tam nauczył, przygotowało go na brutalność bycia strażnikiem Rangersów w czasach zmagań.
Jeszcze zanim ogłoszono, że rezygnuje ze stanowiska ze względów zdrowotnych, mówił o złożoności życia w piłce nożnej. Było to trudne i pochłaniające wszystko, zwłaszcza gdy wszystko szło nie tak, a wśród fanów panował wrzask.
A teraz Gilligan, kolejny dumny zawodnik Rangersów i kolejny inwestor Rangersów, wystawił głowę ponad parapet. Cóż, ktoś musiał.
Jaki był sens jego konferencji prasowej? Nie podano żadnych informacji na temat tożsamości nowego dyrektora generalnego, nie było jasne, kto przejmie od niego obowiązki prezesa, nie było też żadnych istotnych informacji o napływie nowych inwestycji do klubu.
Ogólnie rzecz biorąc, wydawało się, że był to dla niego sposób, aby powiedzieć Kingowi, swemu dawnemu sojusznikowi, aby przestał dociekać z boku o kryzysie klubu i braku kierunku. W tej jednej kwestii wielokrotnie trafiał w cel.
King, były prezes i nadal główny akcjonariusz klubu, był w zeszłym tygodniu – nie po raz pierwszy – głównym bohaterem piłkarskiej pantomimy.