Często trudno jest odczytać Guardiolę.
Na konferencjach prasowych może sprawiać wrażenie zmęczonego, ale jest w nim także wewnętrzny ogień, który umożliwił mu wyznaczanie i utrzymywanie swoich standardów.
Jest też coś innego w jego przywiązaniu do City.
Nadal mówi o Barcelonie jako o „swoim klubie”, ale presja go dusiła i odszedł po czterech sezonach.
W Bayernie pozostał tylko przez początkowy trzyletni kontrakt i nic więcej. W City, przyznaje, ma wszystko, czego potrzebuje.
Lubi mieszkać w Anglii, nie ma zamiaru przeprowadzać się do Włoch, więc jakie były alternatywy. Najważniejsze pytanie po triumfie potrójnej drużyny brzmi: skąd bierze się motywacja?
Można odnieść wrażenie, że w tym sezonie staje przed podwójnym wyzwaniem. Co najmniej dwukrotnie podnosił zarzuty City dotyczące 115 zarzutów w Premier League, co sugeruje, że jego myśli kojarzone są z klubem w negatywny sposób.
Poza tym forma jego zespołu zaniepokoiłaby każdego menadżera. Jego reakcja była wymowna. W następstwie porażki 4:1 ze Sportingiem na początku tego miesiąca Guardiola zapytany o stojące przed nim wyzwanie odpowiedział: „Podoba mi się to, uwielbiam to. Chcę się z tym zmierzyć”.
Ma niemal wrażenie, że osiągnąwszy tak wiele, rozkoszował się perspektywą udowodnienia wątpiącym, że się mylą.