Morderstwo jest w toku powietrze. Gdziekolwiek się obrócę, widzę obrazy robota-maszyny do zabijania. Potem przypominam sobie, gdzie właściwie jestem: w sali wykładowej biblioteki na kampusie uniwersyteckim we wschodnim Teksasie. Powietrze jest nieco zatęchłe od zapachu starych książek, a kobieta w średnim wieku z falowanymi szarobrązowymi włosami pochyla głowę, wchodząc na podium. Może sprawiać wrażenie życzliwej bibliotekarki albo kotki (potwierdzone), ale jej umysł to pojemna galaktyka statków kosmicznych, latających dwunożnych i starożytnych czarownic. To Martha Wells, twórczyni Murderbota.
Słysząc takie imię, wybaczono by ci ratowanie życia. Ale to, co sprawia, że Murderbot jest jedną z najbardziej ukochanych, kultowych postaci współczesnego science fiction, jest takie: to nie jest to, czym się wydaje. Pomimo całego swojego ogromu i kamizelki kuloodpornej wyposażonej w broń energetyczną, Murderbot jest mięczakiem. Jest to społecznie niezręczne i docenia sarkazm. Nie tylko nienawidzi morderstwa, ale chce ratować ludzkie życie i często to robi (przynajmniej wtedy, gdy nie ogląda swoich ulubionych programów telewizyjnych). „Jako bezduszna maszyna do zabijania”, jak to ujął Murderbot, „poniosłem straszliwą porażkę”.
Postać zadebiutowała w noweli Wellsa z 2017 roku, pt. Wszystkie systemy czerwone. Tak, nowela: niezbyt popularna wówczas forma, ale zniknęła z półek, szokując nawet wydawcę Wellsa. W krótkim czasie ukazało się więcej opowiadań i nowel, a potem kilka pełnometrażowych powieści. Wells zgarnął wszystkie najważniejsze nagrody w swoim gatunku: cztery Hugo, dwie Mgławice i sześć Locus. Zanim ona i ja zaczęliśmy rozmawiać tej wiosny, Apple TV+ zaczęło kręcić film adaptacja telewizyjna z Alexandrem Skarsgårdem w roli głównej.
Na konwencjach i podpisywania książek na całym świecie Wells przyciąga rzesze fanów, ale tutaj, w Teksasie, tylko około 30 osób siedzi w ciepłej, wyłożonej boazerią bibliotece, która dziś jest wypełniona dziełami sztuki i akcesoriami Murderbota. Wells zaczyna od przeczytania A nowelaopowiedziana z perspektywy naukowca, który pomaga Murderbotowi odzyskać wolność. Po czytaniu kobieta na widowni mówi Wellsowi, jakie jest pod wrażeniem subtelności kwestii społecznych i politycznych w opowieściach o Murderbot. „Czy to było zamierzone?” – pyta kobieta. Marta odpowiada grzecznie, potwierdzając, że tak, po czym dodaje: „Nie sądzę, żeby było to szczególnie subtelne”. Mówi, że to opowieść o niewolnikach. Irytujące jest to, że ludzie tego nie widzą.
Denerwujące jest też to, że ludzie, którzy właśnie odkryli Murderbota, zastanawiają się, czy potrafi napisać coś jeszcze. Wells, który ma 60 lat, ma prawie średnią książkę rocznie od ponad trzech dekad, począwszy od intryg pałacowych po wycieczki do odległych światów zamieszkałych przez zmiennokształtnych. Ale aż do Murderbota Wells miał tendencję do latania tuż pod radarem. Podejrzewam, że jednym z powodów jest lokalizacja. Z dala od zwykłych literackich enklaw Nowego Jorku czy Los Angeles, Wells przez cały ten czas mieszkał w College Station, gdzie mieści się prawie 100-letnia biblioteka, w której dziś się znajdujemy. Biblioteka mieszcząca się na terenie kampusu Texas A&M, jej macierzystej uczelni, zawiera jedną z największych kolekcji science fiction i fantasy na świecie.
To z tej kolebki narodziła się kariera Wellsa. Ale po Murderbocie wszystko się zmieniło. Wells zalicza się teraz do swoich przyjaciół supergwiazd literatury, takich jak NK Jemisin i Kate Elliott, nie mówiąc już o jej niezwykle lojalnym fandomie. I okazuje się, że będzie potrzebować tego wszystkiego – wsparcia, społeczności, nawet Murderbota – gdy u szczytu jej nowo odkrytej, późniejszej sławy, wszystko groziło końcem.