Helikopter, który w niedzielę uderzył w wieżę radiową w Houston, zabijając wszystkie cztery osoby na pokładzie i wzniecając pożar na dole, znajdował się w trakcie lotu wycieczkowego, kiedy doszło do wypadku, podała Krajowa Rada Bezpieczeństwa Transportu.
Helikopter Robinson R44 uderzył w wieżę i rozbił się w niedzielę około 19:51 – podała NTSB, która prowadzi dochodzenie w sprawie katastrofy. W poniedziałek władze nie podały wieku ani nazwisk zabitych, ale jedno z nich było dzieckiem – powiedział w niedzielę szef policji w Houston.
„Składamy kondolencje rodzinie i przyjaciołom tych, którzy zginęli” – powiedział w poniedziałek Brian Rutt, śledczy NTSB. Powiedział, że wrak to „skomplikowane miejsce” i urzędnicy podchodzą do sprawy niezwykle skrupulatnie.
Jak podała NTSB, helikopter wystartował z lotniska Ellington w Houston.
Samolot uderzył w „wieżę z odciągami”, konstrukcję z kablami przymocowanymi do ziemi, powiedział rzecznik firmy komunikacyjnej SBA Communications.
Rzecznik powiedział, że wieża została przejęta przez SBA Communications 4 września i znajdowała się tam „zawiadomienie dla misji lotniczych”, znane jako NOTAM, mające ostrzegać pilotów.
W wyniku katastrofy zawaliła się także wieża. Gruz zajmuje około czterech akrów, powiedział na poniedziałkowej konferencji prasowej porucznik policji w Houston Jonathan French.
Niektóre pojazdy na ziemi zostały uszkodzone, ale nie ma doniesień, aby ktokolwiek na ziemi odniósł obrażenia – dodał French. Powiedział, że policja i mieszkańcy okolicy są wdzięczni, że więcej osób nie zostało rannych ani zabitych.
„To była straszna tragedia, ale oczywiście mogło być znacznie gorzej” – powiedział French.