Max Whitlock odetchnął z ogromną ulgą, gdy po swoich „najbardziej emocjonujących” zawodach dotarł do finału na koniu z łękami, aby mieć szansę na przejście do historii igrzysk olimpijskich.
31-letni Brytyjczyk, który pragnie zostać pierwszą gimnastyczką, która zdobyła medale na tym samym przyrządzie w czterech kolejnych igrzyskach, po igrzyskach olimpijskich w Tokio trzy lata temu prawie przeszedł na emeryturę, zanim zdecydował, że jeszcze nie skończył ze swoim sportem.
Kwalifikując się jako trzeci do ośmioosobowego finału, obrońca tytułu powiedział, że „nigdy nie czuł takich emocji” i był szczególnie podekscytowany dobrym występem przed swoją pięcioletnią córką Willow, która „krzyczała jak szalona” w Bercy Arena.
„Byłem mega zadowolony” – powiedział reporterom Whitlock, który zdobył także złoto w Rio w 2016 r. i brąz w Londynie w 2012 r.
„Szczerze mówiąc, ulga jest szalonym, szalonym uczuciem. Chyba nigdy nie czułem takich emocji na zawodach. Każdy wie, ile to dla mnie znaczy.
„Nerwy oczywiście były duże – nigdy nie uwolnimy się od nerwów, tej presji i oczekiwań – ale myślę, że emocjonalna strona tego, w pewnym sensie wiedza, co to oznacza, była tym razem bardzo, bardzo inna”.
Whitlock powiedział, że rozważy wprowadzenie ulepszeń do swojego programu podczas sobotniego finału koni z łękami, podczas którego jego największymi konkurentami będą irlandzki mistrz świata Rhys McClenaghan i Amerykanin Stephen Nedoroscik, którzy obaj zdobyli 15,200, tuż przed Whitlockiem 15,166.