Zanim został Sir Andrew Murrayem OBE, numerem jeden na świecie, trzykrotnym mistrzem Wielkiego Szlema i jednym z najlepszych sportowców w historii kraju… był, przynajmniej dla jednej kobiety, kimś zupełnie mniej celebrującym.
W 2006 roku w tym samym czasie co Wimbledon odbywały się Mistrzostwa Świata w piłce nożnej. 19-letni Murray, niegdyś obiecujący młody piłkarz, zażartował w wywiadzie, że będzie kibicował „komokolwiek, przeciwko komu Anglia gra”.
Spadł jak ołowiany balon. On został nadużyty w komentarzach bloga, który napisał na swojej stronie internetowej, a nawet jego opaski na nadgarstki ozdobione szkocką solą przyciągały uwagę.
Murray stał się piorunochronem, wywołując gniew w ostrej anglo-szkockiej atmosferze. W zeszłym miesiącu krytykowano za to ówczesnego Pierwszego Ministra Szkocji mówiąc, że nie będzie wspierał Anglii.
Ale reakcja na żart Murraya była na znacznie większą skalę.
W następstwie tego Murray, grając dopiero swój drugi Wimbledon, w drodze na swój mecz minął widza. Podsłuchał, jak opowiadała przyjacielowi w pełnym przekleństw i antyszkockim języku, że właśnie go zauważyła.
„Pomyślałem: Co? Miałem 19 lat. To mój domowy turniej. Dlaczego tak się dzieje?” Murray wspominał w wywiadzie z 2017 roku., zewnętrzny
„Byłem jeszcze dzieckiem i do mojej szafki wysyłano rzeczy o treści w rodzaju: «Mam nadzieję, że przegrasz każdy mecz tenisowy do końca życia»”.
Zanim nadszedł rok 2012, Murray otworzył już nowe możliwości.
Dotarł do finału US Open w 2008 roku, stając się pierwszym Brytyjczykiem, który dotarł do głównego finału od czasu Grega Rusedskiego w Nowym Jorku 11 lat wcześniej.
Potem nastąpiły dwa kolejne finałowe występy w turnieju wielkoszlemowym – Australian Open w 2010 i 2011 r. – ale Wielka Brytania wciąż szukała pierwszego męskiego mistrza w grze pojedynczej od czasu Freda Perry’ego w 1936 r.
Jednak ambiwalencja części opinii publicznej pozostała.
Jak brzmiał żart na Twitterze, Murray był Brytyjczykiem, gdy wygrywał, i Szkotem, gdy przegrywał.
Czasami wydawało się, że jest coś nieprzesadnego w Murrayu – do pewnego stopnia uwielbiano jego szczerość, jego złość na korcie była zabawna, gdy wygrywał, ale wyśmiewana, gdy przegrywał.
W tym momencie Murray był rodzącym się członkiem Wielkiej Czwórki. Roger Federer był transcendentny, nazywany „bogiem”, zwłaszcza na Wimbledonie. Rafael Nadal miał siłę, determinację i postawę „nigdy nie mów umrzeć”.
Novak Djokovic, kolejny względny nowicjusz próbujący rozbić ich duopol, przeciwstawił się temu przekonaniu, wyginając kończyny na wszystkie strony, wyposażony w poziom wytrzymałości i siłę psychiczną, którą niewielu może dorównać.
Ale Murraya? Murray był najbardziej ludzki. Człowiek, który czasami wyglądał, jakby szczerze nienawidził tenisa. Nikt nie mógłby zarzucić Murrayowi ukrywania emocji. A to trochę zepsuło sprawę.
Oskarżano go o marudzenie, antyangielski styl i nudę, podczas gdy tak naprawdę robił to, co my wszyscy – frustrację związaną z pracą i próby śmiechu.
„Myślę, że każdemu młodemu zawodnikowi, który znajduje się w centrum uwagi, bardzo trudno jest oswoić się z mediami i poczuć się komfortowo w obliczu mediów” – powiedziała jego mama Judy. wypowiadając się na temat Andy Murray: Will to Win, najnowszego filmu dokumentalnego BBC Sport.
„Jedną z rzeczy w tenisie jest to, że gracze muszą po każdym meczu zwracać się do mediów, niezależnie od tego, czy wygrywają, czy przegrywają. Oczywiście dużo łatwiej jest spotkać się z mediami, gdy wygrywa się.
„Jako 18-latek przeszedł trochę szkolenia medialnego, ale nic tak naprawdę nie jest przygotowane na nagłe pojawienie się przed salą liczącą około 300 osób.
„Myślę, że jego reakcją na wszystko jest szczerość i powiedzenie, co myślisz. W nadchodzących latach nabierzesz większej wprawy”.