Spędzając czas w obozie Arsenalu w Stanach Zjednoczonych, nie można było oprzeć się wrażeniu, że jest to zjednoczony klub.
Intensywny na boisku treningowym i podczas meczów, poza nim menadżer Mikel Arteta był zrelaksowany – daleko mu było do drażliwej sylwetki, którą czasami widujemy na boisku – a dyrektor techniczny Edu sprawiał wrażenie człowieka, który kontroluje swoje zadania.
Obecnie zadaniem Edu jest przeglądanie licznych agentów oferujących Arsenalowi swoich zawodników. Sprawia wrażenie osoby o jasnych poglądach, a nie takiej, która da się nabrać na obietnicę nowej, błyszczącej zabawki pozbawionej treści.
Wyniki mogą maskować wiele problemów w klubach piłkarskich, ale Arsenal ma poczucie celu – a nawet dobrą wolę wobec właściciela, co jest niezwykłe, biorąc pod uwagę wściekłość, jaką wywołał on w szczytowym momencie sezonu. Klęska Superligi.
Ich celem jest doskonalenie się i wygrywanie. Nie jest to łatwe, biorąc pod uwagę, że przez ostatnie dwa sezony zgromadzili odpowiednio 84 i 89 punktów, co pozwoliło im zająć drugie miejsce w Premier League. Jedynym klubem, który znalazł się nad nimi, jest Manchester City.
Zapytany przed meczem z Bournemouth w Los Angeles, czy możliwa jest poprawa po dwóch niemal doskonałych sezonach, Arteta odpowiedział jasno: „Musimy to zrobić”.
Proces osiągnięcia tego został wewnętrznie porównany z aktualizacją oprogramowania. Arsenal stara się naprawić zidentyfikowane słabości i błędy. Tu nie chodzi o subtelne poprawki. To jest aktualizacja systemu.
„Chcemy poprawić się we wszystkim” – powiedział Arteta. „Metryki ataku, metryki obrony, wznowienia, stałe fragmenty gry”.
Wyzwanie, jakim jest wyprzedzenie swojego byłego klubu City, to wyzwanie, przed którym Arsenal się nie boi.