Andreessen mówi o tej propozycji tak, jakby to sam Putin najechał Atherton w Kalifornii, elitarny kod pocztowy, w którym mieszkał do niedawna. Jeśli podatek zostanie nałożony – jego zdaniem – inwestorzy opuszczą rynek, a innowacje nie będą finansowane. „Po pierwsze, zabijasz start-upy i kapitał wysokiego ryzyka. Gratulacje, w zasadzie zabijacie przemysł technologiczny” – mówi. „Po drugie, zabijacie kalifornijską podstawę opodatkowania – Kalifornia jest skończona!”
Ale na tym rzeź się nie kończy, mówi Andreessen. Gdy rząd poczuje smak nowego podatku nałożonego na bogatych, będzie chciał więcej, więcej, więcej, aż w końcu ta zagrożona klasa bogatych inwestorów zostanie wyssana do sucha. Wtedy rząd zajmie się bogactwem ludzi, którzy nie są superbogaci, ale po prostu bardzo bogaci. Prędzej czy później wszyscy będziemy płacić podatki od majątku! „Presto, chango, jesteśmy Argentyną!” mówi Horowitz, a Andreessen szybko potwierdza ten scenariusz zagłady.
Zanim zajmiemy się ścieżką dźwiękową Evita, cofnijmy się na chwilę. Nie ma dowodów na to, że podatek od niezrealizowanych zysków zakończy działalność kapitału wysokiego ryzyka. Gdyby Andreessen i Horowitz zapakowali to ze względów podatkowych, inni chętnie skorzystaliby z okazji, aby zagrać w lukratywnej loterii dla startupów – nawet gdyby, nie daj Boże, musieliby zapłacić pewne podatki przed pierwszą ofertą publiczną od spektakularnych zysków.
Nie ma jednak powodów sądzić, że podatek ten w ogóle powstanie. Propozycja Bidena jest właśnie tym – propozycją. Zmiana kodeksu podatkowego wymaga działań Kongresu. Kongres odniósłby się przynajmniej do niektórych uzasadnionych zastrzeżeń podnoszonych przez Andreessen, takich jak możliwość, że zysk inwestora może być mierzony tymczasowym szczytem wyceny spółki. Jednak znacznie bardziej prawdopodobne jest, że Kongres odrzuci tę propozycję, nawet jeśli społeczeństwo będzie chciało, aby bardzo bogaci płacili, co im się należy. Rozważ coś całkowicie nie do obrony luka w interesach, co pozwala grubym funduszom hedgingowym i dyrektorom private equity uniknąć podatków. Pomimo niemal powszechnej zgody, że jest to całkowite oszustwo – nawet Tak nazwał Bill Ackman „plamą na kodeksie podatkowym” – i Bidena przysięgam, że to wyeliminuję, nadal jest z nami. Pomysł, że zupełnie nowy podatek majątkowy, któremu desperacko sprzeciwiają się najwięksi darczyńcy polityczni w kraju, przejdzie przez podzielony Kongres, jest halucynacją, której nie zaproponowałby nawet ChatGPT.
Andreessen i Horowitz są na tyle mądrzy, aby o tym wiedzieć, więc ich zastrzeżenia wydają się zarówno paranoiczne, jak i egoistyczne. Myślę jednak, że dzieje się coś więcej i jest to element często przytaczany, aby wyjaśnić, dlaczego niektórzy mieszkańcy Doliny Krzemowej zwrócili się do Trumpa: nie podoba im się to, że media, część „przebudzonej” populacji i lewicowi politycy ich nie doceniają, a nawet ich oczerniać. W Trumpland szanuje się ich bogactwo i rzekomo związaną z nim mądrość.
Trzeba przyznać, że Andreessen głośno wyraża tę skargę. Z sentymentem wspomina czasy, gdy Demokraci dbali o swoją kohortę. „Byli zwolennikami technologii i start-upów” – mówi. „Możesz zarobić dużo pieniędzy, a następnie przekazać je na cele filantropijne i zyskać za to ogromne uznanie. I to cię rozgrzesza z czegokolwiek. Jak twierdzi, sam podążał tą drogą, dopóki krytycy nie zwrócili się przeciwko miliarderom, którzy rozdawali swoje pieniądze. Otworzył mu oczy, gdy zobaczył, co stało się po tym, jak Mark Zuckerberg ogłosił, że zamierza przekazać swojej fundacji prawie wszystkie swoje pieniądze; ludzie myśleli, że robi to dla siebie, aby poprawić reputację swojej firmy. Jaki sens ma rozdawanie tych wszystkich pieniędzy, wydaje się mówić Andreessen, jeśli nie jest się z tego powodu sławionym? (Hm, zrobić coś dobrego? Odpłacić społeczeństwu za wszystkie pieniądze, które zarobiłeś i od których zapłaciłeś minimalne podatki?)