Tydzień po wyborach Election Integrity Network, dobrze finansowana grupa, która stała na czele ruchu zaprzeczającego wyborom, zorganizowała spotkanie, aby omówić dalsze kroki. Uczestniczyło w nim prawie 200 członków.
„Czerwona fala nadeszła bardzo niewielkim marginesem, dlatego bardzo ważne jest, abyśmy w czasie naszych uroczystości pamiętali, że mamy dużo więcej pracy do wykonania” – powiedziała Kerri Tolosko, dyrektor wykonawcza grupy – wynika z nagrania, które sprawdziło WIRED. Następnie dodała, że grupa musi skupić się na przyszłych wyborach, w tym na wyborach śródokresowych w 2026 r., ostrzegając jednocześnie przed niejasnymi spiskami dotyczącymi oszustw wyborczych.
„Oczywiście, że nie uciekniemy” – powiedział Tołoczko. „Zbliżają się nowe wybory. Virginia ma jeden co roku. Mamy półrocze. Nowe wybory [mean] nowe gry. Nie wiemy jeszcze, w co grają, ale gwarantuję, że w coś będą grać. Musimy więc dowiedzieć się, co to jest.
Założycielka grupy i była doradczyni Trumpa, Cleta Mitchell, w dalszym ciągu forsowała bezpodstawne twierdzenie, że w wyborach w USA głosowała fala nielegalnych imigrantów, choć okazało się, że liczba ta jest znikomo mała. Powiedziała, że grupa „ma dużo pracy” w tej sprawie i „ma nadzieję, że nadchodząca administracja potraktuje to poważnie”.
Choć Mitchell i Election Integrity Network nie ustają, niektóre grupy ruchu zaprzeczającego wyborom robią przerwę, aby dokonać ponownej oceny i zobaczyć, co będzie dalej.
Catherine Engelbrecht, współzałożycielka True the Vote, jednej z najważniejszych grup zaprzeczających wyborom, która organizowała monitorowanie skrzynek pocztowych i rzucała wyzwanie wyborcom na dużą skalę, powiedziała w zeszłym tygodniu, że ma „krótką przerwę”.
„Nasza uwaga skupia się na wspieraniu organizacji oddolnych w budowaniu lokalnych wpływów i propagowaniu zdroworozsądkowych reform” – napisała Engelbrecht na swoim kanale na pobocznej platformie Locals.
Lindellowi, który do zaprzeczania wyborom podchodzi z zapałem religijnego fanatyka, myśl o zaprzestaniu pracy w tej chwili nie przyszła mu nigdy do głowy, nawet jeśli w wyniku wysiłków brak pieniędzy i ogromne rachunki prawne.
„Muszę [keep going]albo stracimy nasz kraj” – mówi Lindell, dodając, że jeśli będzie musiał pożyczyć pieniądze, aby kontynuować finansowanie swoich wysiłków, zrobi to. „Nie ufałbym żadnym wyborom przeprowadzanym kiedykolwiek przy użyciu komputerów. Nie przestanę, dopóki nie otrzymamy papierowej karty do głosowania i policzone zostaną ręce”.