To miało wtedy sens. Zarówno w przypadku istoty szarej, jak i wnętrzności, uzasadnienie wydawało się słuszne.
Mając na liczniku 62 minuty i ośmiopunktową przewagę na tablicy wyników, zaciskasz chwyt, nie ryzykując ręki.
Steve Borthwick wybrał ten punkt, aby wycofać dowodzącego z dystansu Marcusa Smitha, architekta jedynej próby swojego zespołu.
Na boisku pojawił się George Ford, menadżer meczowy z 97 występami w barwach narodowych, bohater zwycięstwa Anglii nad Argentyną w Pucharze Świata, zdusić życie w Nowej Zelandii i doprowadzić wynik do zwycięstwa.
Ale o to właśnie chodzi: zawsze wtedy wydaje się, że jest to właściwe.
Zanim sędzia Angus Gardner zagwizdał ostatni gwizdek, dla wielu takie rozumowanie legło w gruzach.
Anglia straciła dynamikę, terytorium i ostatecznie prowadzenie, a Nowa Zelandia zdobyła 10 punktów bez odpowiedzi w ostatniej kwarcie, a Fordowi zabrakło dwóch kopnięć – jednego rzutu karnego i jednego straconego gola – co zapewniłoby mu odzyskanie zwycięstwa.
Ford nie grał przez ponad miesiąc z powodu kontuzji mięśnia czworogłowego. Nie był gotowy. Smith rozegrał dobry mecz. Kiedy rozgrywały się ostatnie etapy, powinien był pociągać za sznurki, a nie studzić pięty na ławce rezerwowych.
To jest teoria, która pasuje. Wydarzenia zdają się to potwierdzać. Opowieść o tym, gdzie Anglia przegrała mecz, jest łatwa do snucia.
Jednak Borthwick i jego zespół będą wiedzieć, że w ostatniej porażce Anglii było więcej poruszających elementów niż tylko wymiana 10-tek.
Stronniczość niedawności – zjawisko, które przypisuje największe znaczenie najświeższym wydarzeniom – nie utrzymuje się długo w recenzji wideo.
Kiedy w tym tygodniu taśma zostanie wyświetlona w Pennyhill Park, nowy trener reprezentacji Anglii Joe El-Abd podkreśli dołki, które zbyt łatwo otwierały dwie rzutki po ślepej stronie, co doprowadziło do prób All Black.
Sześciu zastępczych napastników – anglosaska odpowiedź na oddział bombowy w Republice Południowej Afryki – nie zdetonowało, wpadając w konflikt z Gardnerem podczas scrumów i awarii.
Ogólny brak atakującego zagrożenia, poza sprytnym przechwyceniem Smitha, oznaczał, że Anglia nigdy nie byłaby w stanie wydostać się poza zasięg późnego ataku All Black.
Sam Smith miał dwie beznadziejne próby drop-gola, obie brzydsze gole niż strzał Forda.
Ford, którego w drodze do zwycięskiej próby również zlekceważył Mark Tele’a, niewątpliwie miał dzień do zapomnienia.
Jednak ostatni zawód Anglii – po serii niewielkich porażek – ma więcej źródeł niż jeden człowiek.