Jeśli wejdziesz do siedziby Internet Archive w piątek po obiedzie, kiedy oferuje ona publiczne zwiedzanie, istnieje duże prawdopodobieństwo, że przywita Cię jej założyciel i najweselszy cheerleaderka, Brewster Kahle.
Budynku nie można ominąć; wygląda, jakby został zaprojektowany z myślą o jakiejś greckiej atrakcji w Las Vegas i wylądował przypadkowo w mglistej, spokojnej dzielnicy Richmond w San Francisco. Gdy miniesz białe kolumny korynckie przy wejściu, Kahle pokaże Ci starą grę zręcznościową Prince of Persia i gramofon, który odtwarza stuletnie cylindry gramofonowe, wystawione w holu. Zaprowadzi cię do wielkiej sali, wypełnionej rzędami drewnianych ławek nachylonych w stronę ambony. Barokowe listwy sufitowe otaczają wielką witrażową kopułę. Zanim stał się siedzibą Archiwum, w budynku mieścił się kościół Chrześcijańskiej Nauki.
Odbyłem tę pielgrzymkę w wietrzne popołudnie w maju zeszłego roku. Wraz z kilkunastu innymi gośćmi śledziłem 63-letniego Kahle’a, ubranego w wymięte pomarańczowe okulary zapinane na guziki i okrągłe okulary w drucianej oprawie, gdy pokazywał nam dzieło swojego życia. Kiedy popołudniowe światło pada na kopułę Wielkiej Sali, wywołuje u wszystkich aureolę. Zwłaszcza Kahle, którego srebrne loki łapią słońce i który głosi swoją ewangelię z przyjazną ewangelizacją, mówiąc rękami i łatwo się śmiejąc. „Myślę, że obecnie ludzie czują się pokonani przez technologię” – mówi Kahle. „Musimy to na nowo uczłowieczyć”.
W wielkim pomieszczeniu, w którym kończy się wycieczka, na ścianach znajdują się setki kolorowych, ręcznie robionych glinianych posągów. Reprezentują pracowników Internet Archive, co stanowi dziwaczny sposób Kahle na uwiecznienie swojego kręgu. Są piękne i dziwne, ale nie są wielkim finałem. Pod tylną ścianą, gdzie w innym kościele można by znaleźć konfesjonały, stoi wieża brzęczących czarnych kelnerów. Na serwerach tych znajduje się około 10 procent ogromnych zasobów cyfrowych Internet Archive, obejmujących między innymi 835 miliardów stron internetowych, 44 miliony książek i tekstów oraz 15 milionów nagrań audio. Maleńkie lampki na każdym serwerze migają i gasną za każdym razem, gdy ktoś otwiera starą stronę internetową, czyta książkę lub w inny sposób korzysta z usług Archiwum. Ciągłe, arytmiczne migotania tworzą hipnotyczny pokaz świetlny. Nikt nie wygląda na bardziej zachwyconego tym pokazem niż Kahle.
Nie będzie przesadą stwierdzenie, że archiwizacja cyfrowa, jaką znamy, nie istniałaby bez Archiwum Internetowego oraz że w miarę jak repozytoria wiedzy na całym świecie coraz częściej trafiają do Internetu, archiwizacja, jaką znamy, nie byłaby tak funkcjonalna. Jej najsłynniejszy projekt, Wayback Machine, to repozytorium stron internetowych, które funkcjonuje jako niezrównany zapis Internetu. Po pomniejszeniu Archiwum Internetowe jest jedną z najważniejszych organizacji zajmujących się ochroną zabytków na świecie. Wayback Machine przyjęła domyślną pozycję jako zawór bezpieczeństwa przed cyfrowym zapomnieniem. Rapsodyczny wzgląd, jaki wzbudza Archiwum Internetowe, jest zasłużony – bez niego świat utraciłby najlepsze publiczne zasoby dotyczące historii Internetu.
Jej pracownicy są jednymi z najbardziej oddanych wiernych. „To najlepsze rozwiązanie w starym Internecie i najlepsze w starym San Francisco, ale żadna z tych rzeczy już nie istnieje w dużych ilościach” – mówi dyrektor usług bibliotecznych Internet Archive, Chris Freeland, kolejny długoletni pracownik, który uwielbia jazdę na rowerze i uwielbia czarny lakier do paznokci. „To okno na etos sieciowy końca lat 90. i kulturę San Francisco końca lat 90. – tę chrupiącą stronę, zanim pojawiła się cała technologia, bracie. To utopijne, idealistyczne.”